Argentyńska yerba mate Playadito Hierbas (z ziołami)
Playadito Hierbas to kolejna, po tradycyjnych yerba mate (Playadito elaborada, Playadito despalada i Liebig), pozycja bardzo prężnie rozwijającego się argentyńskiego producenta LIEBIG LTDA. Podobnie jak w przypadku Liebig i despalady, wersja Playadito Hierbas była już kiedyś u nas dostępna. Nie miałem przyjemności wtedy jej pić, cieszę się więc, że wróciła!
Opakowanie Playadito Hierbas jest podobne do opakowania wersji elaborada. Tym razem jest w nieco innym, jaskrawym zielonym kolorze, zapewne nawiązującym do swojego ziołowego charakteru. Przejdźmy zatem do składu. Przy okazji muszę pochwalić zamieszczenie dokładnej rozpiski procentowej wszystkich dodatków i yerby, a przedstawia się ona następująco:
– yerba mate 95%
– Cedron (aloysia triphylla) 1,8%
– Peperina (mięta) 1,2%
– Manzanilla (rumianek) 0,9%
– Salvia (szałwia) 1,1%
Zatem w paczce znajduje się 5% ziół i 95% yerba mate.
Każdy z tych dodatków został krótko przedstawiony na rewersie opakowania, dosłownie po jednym zdaniu ze stosowną do danego zioła grafiką przedstawiającą je.
Kolor suszu wersji hierbas jest raczej zgniłozielony, czasem ma żółte listki, średnio cięte oraz drobniejsze. Pył jest i powiedziałbym, że jest to średnia ilość, a dokładniej to argentyńska 😉
Po otwarciu zapach Playadito hierbas jest lekki i przyjemny, może przypomnieć lekkie ziołowe napary lub „herbatki” z saszetek. Kompozycja póki co robi wrażenie zgranej, bo żadne z ziół nie dominuje swoim mocnym aromatem. Czuję tutaj lekki zapaszek szałwii, taki właśnie z saszetkowej „herbatki” oraz całkiem wyraźnie rumianek, a mięta gra w tle i nie zabija pozostałych zapaszków, co jest raczej ważne, bo część z Was doskonale wie, jak czasem mięta potrafi wszystko przykryć.
Zalewam i hm… Ciekawa sprawa. Wącham i pachnie mi lekko kakaowo, nieco jak czekolada, a przy tym zapach ziół nie jest zbyt intensywny, wręcz słaby. Całkiem to przyjemne i nowe, ciekawe czy u Was też tak będzie.
Piję i… o kurde! Znowu całość ziół komponuje się na wzór nieco przypominający kakao, czyżby połączenie szałwii i pozostałych ziół dawało taki ciekawy i zarazem dziwny efekt smakowy? Drugie zalanie już nie jest takie szalone, ale ma podobną nutkę, chyba szałwia i mięta są odpowiedzialne za ten efekt, ale głowy nie dam. Nie czuć tutaj goryczki tuż po piciu, zaś po chwili dopiero osiada trochę w buzi, jest to raczej taka cierpkość porównywalna do zbyt mocnej lub przeparzonej herbaty. Czy czuć zioła? Owszem, ale nie są one w typie siekiery, są bardzo subtelne, na początku z ich połączenia wychodzi u mnie to kakaowe wrażenie.
Pojawia się także lekko korzenny smak. Zgaduję, że to od dodatku mięty, bo nie czuć tutaj takiej specyficznej mocnej i świeżej mięty, brakuje mi tutaj trochę samego smaku yerby. Zapewne dla początkujących będzie on i tak całkiem wyczuwalny, ale dla siebie bym oczekiwał nieco więcej smaku samej yerby, jednak Playadito samo w sobie jest lekkie w smaku, także można było się tego spodziewać. Z każdym kolejnym zalaniem ten nieco kakaowy posmak przemienia się w mieszankę szałwii z resztą ziół, także efekt był mocny na początku paczki.
Myślę, że warto przetestować mieszankę Playadito Hierbas, jeśli lubicie ziołowe argentyńskie yerby, bo jest całkiem przyjemna. Czy się nie znudzi do codziennego popijania? Może tak być, aczkolwiek nie zmienia to faktu, że w typie lekkiej ziołówki warto samemu sprawdzić co jest grane. Powinna również smakować początkującym, ale dla pewności wspomnę, że ma lekki yerbowy, nieco cierpkawy zapewne dla początkującego smak, no i jednak ziołowy, trzeba jednak nie być na bakier ze smakiem ziół. Po kilkunastu dniach z tą yerbą najbardziej wyczuwam szałwię, czasem rumianek. Zależy też od dnia i przygotowania, czy cieplejsza woda, czy wcześniej przelałem pierwsze zalanie chłodniejszą, takie niuanse.
Wypłukiwanie: średnie (ok. 0.7 l)
Cena: 25–27 zł
Dostępność: opakowanie 0.5 kg
Pobudzenie: zostawiam do oceny pijącym. Na mnie działa umiarkowanie.
Moja ocena: dobra (4)
Lubię despalade od Playadito, ale czy ziołowa minposmakuje to sam nie wiem czybryzykować…
Jak lubisz argentyńskie ziołówki to śmiało 🙂